Wyjście awaryjne
Oddala się termin wyborów. Takie są zapewnienia przynajmniej Platformy Obywatelskiej. Wszystko po spotkaniach liderów Platformy z prezydentem Kaczyńskim. Najpierw Jan Rokita i Donald Tusk poszli do pałacu prezydenckiego by „poskarżyć się” na działania PiSu i na próby rozwiązywania Sejmu.
Prezydent Lech Kaczyński podjął rękawicę i rozpoczął mediacje z partiami na temat możliwości stworzenia stabilnej większości w parlamencie, tylko po to by widmo wcześniejszych wyborów oddalić. I chyba na razie się udaje. Gigantyczne wydatki, które Polska musiałaby przeznaczyć na druk kart do głosowania, prace komisji wyborczych i jej pracowników, liczenie i podsumowanie chyba zostaną zaoszczędzone. Dziś, choć nie jest jeszcze pewne, czy wyborów nie będzie - można powiedzieć jedno – nie tego chcieliśmy! Nie tego chcieli Polacy, ci którzy oddali swój głos w wyborach parlamentarnych i prezydenckich pod koniec 2005 roku. I choć frekwencja w tych wyborach wyniosła tylko 40, 57 proc. to jednak był to głos ludu. Mówiło się, że nie jest decydujący, bo nie ma połowy, ale co pomyśleć o frekwencji w wyborach, które można by ogłosić na wiosnę 2006 roku. Jaka byłaby frekwencja teraz? Pewnie trochę by stopniała, bo oprócz zniesmaczonych polityków, bardziej zniesmaczeni są obywatele Polski.
Początek tygodnia znowu przyniósł ciekawe propozycje. Jarosław Kaczyński zaproponował by w Sejmie powstała koalicja, która zgodzi się na „Pakt o nieagresji”. Miałaby to być umowa między partiami, na podstawie której politycy z partii nie będących w rządzie, przez pół roku nie działali by przeciw rządowi i wszelkim inicjatywom władzy. Dziesięć minut po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego propozycji, Donald Tusk powiedział, że jego partia nie podpisze paktu. I cały Pakt miał być chyba kolejnym kijem włożonym w mrowisko. Reżyser Jarosław Kaczyński – zgodnie z komentarzem telewizji – jest jedynym politykiem, który w obecnym parlamencie realizuje konkretny plan. A plan chyba polega na tym, żeby postawić partie pod ścianą, podpisać porozumienie o nieagresji i przegłosować budżet dla Polski na 2006 rok. Później porozumienie będzie można zerwać – będzie budżet, a wybory można ogłosić, choć trochę dłużej musiało by minąć zanim można by rozwiązać Sejm. Innym rozwiązaniem jest to, że próby podpisania Paktu nie dochodzą do skutku, głosowanie nad budżetem staje się wielką loterią. Platforma zapowiada, że nie poprze budżetu, jeśli nie zostaną przyjęte jej poprawki (około 120), PSL decyzję podejmie pewnie dopiero w dzień głosowania po stwierdzeniu czy poprawki przyjęte przed głosowaniem spełniają jej oczekiwania. LPR mówi tak, i nie. A większość lawiruje, bo nikt do końca nie chce sobie zamykać drzwi, które nie pozwolą na rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim. Tylko SLD jest zdecydowane. Zdecydowanie opowiada się przeciw. Zarówno przeciw temu co się dzieje w Sejmie, jak i przeciw budżetowi. Pewne jest to, że we wtorek politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej zagłosują przeciw budżetowi. Powody są co najmniej dwa. Jeden mentalny, SLD jest przeciw partii rządzącej i ludziom, którzy są na szczytach władzy. Drugi powód to wcześniejsze wybory. Jeżeli budżet nie będzie przyjęty w konstytucyjnym czasie, wówczas prezydent Lech Kaczyński rozwiąże Sejm i rozpisze wcześniejsze wybory. Wtedy będzie szansa na zakończenie dyktatu i polityki zamordyzmu, którą od kilku tygodni uprawia PiS, mówiąc że wybory to ostateczność, a tak naprawdę trzyma większość w szachu tylko po to by realizować plany przeprowadzenia w Sejmie swoich propozycji.
PiS zachowuje się tak, jakby miał zdecydowane poparcie w Sejmie, przed Sejmem i w ogóle wszędzie. Negowane słynne TKM wchodzi w życie. Jednym z warunków podpisania Paktu na początku tygodnia, jest zgoda na odejście od stosowania przepisów ustawy o służbie cywilnej, która zakłada otwarte konkursy na stanowiska w służbie cywilnej. Teraz Prawo i Sprawiedliwość chce zgodnie z prawem dać większe możliwości swoim sympatykom i zwolennikom, torując im drogę do służby cywilnej. Bo jak inaczej nazwać to co proponuje partia Kaczyńskich? Nie przekonują argumenty o tym, że postępowania trwają zbyt długo, nie ma fachowców i trzeba nowych ludzi. Pojawiły się nawet głosy, które wołają, że w terenie nie ma zaplecza, a bez niego nie można realizować skutecznie polityki prezentowanej przez rząd. Podobno urzędnicy w terenie nie chcą wykonywać poleceń wydawanych w ministerstwach. A czy taka jest rola ministerstw? Wydawać polecenia niezależnym urzędnikom? Chyba założenia korpusu służby cywilnej były inne. Nie przekonuje także argument, że ci urzędnicy, których powołano, wyłoniono w ramach konkursów – służą staremu systemowi. Takie hasła PiS są tylko zasłoną dymną, bo wiele osób nie pamięta już, na czym miałaby polegać służba staremu systemowi. Ale PiS chce nam wszystkim to przypomnieć. Oni myślą chyba, że będą lepsi odradzając system centralnego sterowania państwem.
Jakie są korzyści? Z pewnością jeśli tak dalej będzie, to zjednoczy się lewica. Z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, albo bez niego. Już dziś wiadomo, że SdPL i SLD zaczęły rozmowy nad stworzeniem koalicji. Koalicja powstanie szybko, a głosem jednoczącym będą sygnały braci Kaczyńskich. Okazuje się, że tak duża rozbieżność w Sejmie nie jest dobra dla nas Polaków. Może gdyby w Sejmie było trochę więcej lewicy, która by bardziej równoważyła poczynania prawicy, może wówczas to prawica jednoczyłaby się by wspólnie działać na rzecz Polski i wszystkich Polaków. Ale jest jak jest. Sejm jakie zęby ma, każdy widzi.
Jacek Babiel
Tekst pierwotnie ukazał się 23 stycznia 2006r. na serwissamorzadowy.pl