Nie ma o czym dyskutować
Czy rozmowy o ochronie życia poczętego prowadzone na najwyższych szczeblach politycznych zwiastują kolejne wybory, czy może znów jest to tylko zasłona dymna i próba sił, która i tak nie doprowadzi do zakończenia dyskusji o aborcji w Polsce?
Wydawało się jakiś czas temu, że przebrnęliśmy już przez to – my Polacy – że mamy już za sobą długie dyskusje o tym, czy i ewentualnie kiedy można zabić.
Tak, zabić. Tu nie mówimy o ochronie życia poczętego, ale o zabijaniu poczętych dzieci. Dziwne? A jednak prawdziwe. Proszę zwrócić uwagę jak o tym mówią zwolennicy aborcji. Mówią o tym, że powinno to być prawo do realizacji własnych zamiarów kobiety. Tak, kobiety, bo to ona nosi przecież brzemię, ciężar i to na niej spoczywa największa odpowiedzialność. Politycy pseudo eksperci od moralności mówią o tym, że powinniśmy mieć bardziej restrykcyjne prawo. To jest zdanie prawej części sceny politycznej. Politycy ci uważają, że potrzeba nam zmiany w Konstytucji. Mówią oni, że trzeba jeszcze bardziej wzmocnić ochronę życia. Przeciwnicy mówią, że takie zapisy sprawią, że aborcja zejdzie do podziemia i będzie wykonywana nielegalnie, w złych warunkach, w warunkach uwłaczających godności kobiety. Tyle, że odkąd pamiętam, ta argumentacja nie zmieniła się od kilkunastu lat. Po 1989 roku ta dyskusja poruszana była już kilkanaście razy. Przy okazji każdych wyborów, podczas prac nad Konstytucją na początku lat dziewięćdziesiątych i pod koniec, podczas prac nad Konkordatem i w czasie walk polityków przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
Mądre to, czy głupie, że znów życie ciąga się jak patelnię po bruku? Zapytajcie tych, którzy dzieci mieć nie mogą, oni wam wszystkim – którzy macie wątpliwości – powiedzą. Bo tak naprawdę w tej dyskusji nie do końca chyba chodzi o ochronę życia, tylko o prawo do zabijania .
Być może kolejna dyskusja jest początkiem końca na temat zabijania, a może nie.
Dla tych, którzy są za – tytułowe zdjęcie.
Jacek Babiel