39. znajomych. Zaproszenie do polubienia kandydata
Za pięć dwunasta. Dopiero teraz, miesiąc przed wyborami samorządowymi niektórzy kandydaci zaczynają pracę. Dopiero teraz chcą, byśmy (wyborcy) ich poznali, zapamiętali i na nich głosowali.
Jakiś czas temu Maciej Zajkowski napisał na swoim profilu na Facebooku apel do wszystkich kandydatów. Zwrócił się z prośbą o nieprzysyłanie zaproszeń do grona znajomych przez osoby które startują w Wyborach miesiąc przed wyborami. Proszę to zrobić po wyborach, bo wolę być normalnym znajomym a nie skrzynką odbiorczą. Sorry, politykiem można zostać i być ale zasady obowiązują ... Pamiętajcie o mnie zawsze, a nie raz na 4 lata.
Ta wypowiedź w skrócie prezentuje odczucia nie tylko jednego wyborcy. To jest prawda, która w skrócie chyba przedstawia odczucia wyborców na temat aktywności kandydatów na Facebooku i innych wirtualnych i realnych miejscach. Niestety, kandydaci w większości są nieprzygotowani do startowania w wyborach i myślą, że w ostatniej chwili coś jeszcze złowią.
Dla przykładu. Kiedy Barack Obama ogłaszał w 2008 roku chęć kandydowania o urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych, jego strona internetowa od dawna była już gotowa i tętniła życiem. Później posłużyła jako platforma do aktywizacji sympatyków i zbierania pieniędzy. A Facebookowy kanał Obamy miał kilka razy więcej fanów niż John McCain. Obama miał dwa i pół miliona sympatyków, którzy od kilku miesięcy obserwowali wpisy na profilu, kiedy w tym samym czasie McCain miał tylko sześćset tysięcy followersów.
Gdyby nasi kandydaci interesowali się bardziej tym co chcą zrobić trochę wcześniej – co najmniej rok przed wyborami, to pewnie by można było zobaczyć dziś tego pozytywne efekty. A tak, oglądamy profile kandydatów na radnych, wójtów, prezydentów, które mają po kilkadziesiąt lajków.
Tak jak rosną grzyby, tak szybo większość z kandydatów zostanie zapomniana jeszcze przed dniem głosowania. Smutne, ale pokazuje to, jak ważni jesteśmy (my wyborcy) dla tych, którzy startują. Samo zaproszenie na profil i kilkanaście postów ze swoim selfie to za mało, by wygrać wybory.
Jacek Babiel