Traktat Lizboński podzielił
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Gdyby nie kłótnie PiS i PO na temat Traktatu z Lizbony, pewnie większość z Polaków wcale by nie wiedziała o co chodziło.
Założenie ogólne było takie, by przy pomocy tego Traktatu zreformować Unię Europejską po klęsce Eurokonstytucji. Czy to się uda? Wszystko w rękach przedstawicieli państw UE.
A w Polsce wydawać by się mogło, zaraz po Szczycie, że problemów z przyjęciem Traktatu nie będzie. Jednak były. Premier musiał się kłaniać opozycji, by ta zechciała łaskawie zaakceptować to co „prezydent wywalczył w imieniu Polski”.
Politycy zarówno PO, jak i PiS mówili, że dzięki kłótni w sprawie Traktatu z Lizbony, przynajmniej Polacy mają szansę dowiedzieć się co to jest Traktat Lizboński, i o czym on mówi.
Cholera, czasem to jakby z armaty do mrówki strzelali ci politycy z kapiszonów. A potem dołożył swoje prezydent w słynnym orędziu głowy państwa. Jak się potem okazało, sam Lech Kaczyński nie wiedział, że orędzie będzie wyemitowane właśnie w taki sposób, ale wszystkich to już nie musiało obchodzić. Widzieli i słyszeli doskonale. Później się tylko mówiło o gościnnym wystąpieniu Angeli Merkel i Eriki Steinbah oraz małżeństwa gejów w orędziu naszego polskiego prezydenta. Trzeba przyznać, że pan prezydent nowe standardy do orędzi prezydenckich wprowadził. Do tej pory zawsze był tylko widoczny sam prezydent, sam czytał z kartki lub promptera, a tu proszę bardzo, Lech Kaczyński wprowadza podkład muzyczny i lektora. I jeszcze jedno – najważniejsze jest to, że całość przygotowuje się bez porozumienia z głową państwa. Jeśli ktoś nie rozumie to śpieszę z wytłumaczeniem. Pan prezydent nagrał swoją kwestię (przeczytał z promptera), resztą zajęli się specjaliści na czele z posłęm Jackiem Kurskim. Do orędzia wprowadzono podkład muzyczny (melodia z filmu „Polskie drogi”) i wykorzystano migawki z informacji, które kiedyś wykorzystały Wiadomości. Sam prezydent był jak lektor czytający wiadomości ze świata, mówiąc o naszej przyszłości i związanej z tym wyzwaniem wizji Lizbońskiej.
Ciemny lud mógł pomyśleć, że w Traktacie chodzi o to by wprowadzić zapis, że na przykład od tej pory będzie można zawierać związki małżeńskie tylko homoseksualne...
Bzdura! To się nie udało. A więc będą chłopcy mogli się żenić z dziewczynkami. Churra! Godność Polska obroniona. I nasza, wielowiekowa godność też.
Na serio chodziło o to, że opozycja nie chciała tak lekko dać fory partii rządzącej i od razu zgodzić się na ratyfikację zapisów Traktatu Lizbońskiego. Zagrożenie było, bo gdyby nie przyjęto Traktatu w Polsce, Traktatu w UE by nie było (musiał być ratyfikowany przez wszystkie kraje). Ostatecznie udało się przyjąć ten Traktat, ale jak to zwykle bywa w naszym parlamencie, musiał być element komiczny, a potem i tak były ręce w górze.
Jacek Babiel