Ełkaesopomagaczowstrzymywacz
Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Sukces za sukcesem. Drużyna cały czas się rozwijała i widać było jak każda strzelona bramka dodawała skrzydeł zarówno piłkarzom, jak i trenerowi. Szybko jednak okazało się, że bramki strzelają także naszym, i nasi też je strzelali. A strzelali nie tylko na meczach.
Festiwal radości
Ostatnie mecze rundy wiosennej to był już właściwie wielki festyn, na który przychodziło co najmniej trzy tysiące osób. Przychodziły kobiety i dzieci. Ba – całe rodziny przychodziły by swoim dopingiem wspomagać drużynę biało-czerwonych ełkaesiaków. I tak było do końca sezonu 2005-2006. Ostatnie dwa mecze rozegrane w Łomży przerodziły się w wielkie świętowanie. Po meczu kibice wybiegali na murawę boiska by osobiście gratulować piłkarzom. Trener Jerzy Engel jr z boiska był wynoszony na rękach. Nieśli go kibice, którzy byli wdzięczni za to co zrobił przez ostatnie miesiące. Wydawało się, że sukces piłkarzy i trenera będzie dobrze skonsumowany i w kolejnym sezonie rozgrywki w drugiej lidze staną się kolejnym elementem codzienności łomżyńskiej. Tymczasem, jeszcze zanim piłkarze odebrali puchar trzeciej ligi nad klubem pojawił się wielki znak zapytania.
Dług
W miarę upływu czasu okazywało się, że start w drugiej lidze nie jest wcale tak łatwą sprawą. Jednym z większych problemów miał być gigantyczny dług ok. dwieście tysięcy złotych. Ten dług miał przesądzić o tym, że drużyna nie wystartuje w kolejnej rundzie w drugiej lidze.
Podczas spotkania, które zwołał ówczesny zarząd stowarzyszenia ŁKS potencjalni sponsorzy deklarowali swoje wsparcie. Dyskusja w siedzibie klubu była zażarta a temperatura wypowiedzi niektórych łomżyńskich przedsiębiorców odbiegała od kanonów spotkań towarzyskich, a przypominała raczej język podchmielonych panów podpierających budkę piwem. Podczas tego spotkania jeszcze raz swoją decyzję potwierdził Józef Kosiorek, który wcześniej zrezygnował z pełnienia funkcji prezesa klubu. Nie pomogły prośby o powrót do klubu. Nawet starania piłkarzy, którzy na ostatni mecz wyszli w koszulkach „JK WRÓĆ” nie przyniosły skutku. Były prezes tłumaczył, że nie widzi możliwości dalszego działania, wskazując, że nie da się funkcjonować bez wsparcia miasta. Cały zarząd wskazywał, że miasto Łomża (urzędnicy) nie widzą możliwości wspierania drużyny. A sprawa dotyczyła chyba przede wszystkim nazwisk – prezydent miasta nie chciał się spotkać z zarządem twierdząc, że nie ma o czym rozmawiać.
Anioł nadziei
Nikt nie umiał wskazać kto zawinił. Kto nie przewidział tego co może się wydarzyć. Czy to miasto miało wcześniej zabrać się za remont stadionu? Czy urzędnicy miejscy i radni nie zainteresowali się wcześniej tym co się działo w klubie? Czy może prezes Kosiorek z całym zarządem nie pomyślał wcześniej o finansowym zabezpieczeniu drużyny? A może prezydent miasta nie był w stanie wspierać klubu takimi sumami jakie wykładał na działalność klubu prezes Kosiorek i dlatego nie chciał się spotykać z zarządem? Wiadomo było, że drużyna która awansuje o ligę wyżej, potrzebować będzie większych nakładów finansowych i wsparcia kolejnych sponsorów. A może kluczem do rozwiązania zagadki są osoby zasiadające w zarządzie. Prezydent miasta nie chciał spotykać się z zarządem bo twierdził, że w klubie rozpoczęła się już samorządowa kampania wyborcza i wcale nie chodzi o wspieranie drużyny, tylko o rozgrywki polityczne.
Dwa tygodnie później w Łomży było wiadomo, że dług klubu to nie dwieście, a prawie pięćset tysięcy złotych. Przedstawiciele zarządu usprawiedliwiali się, że w klubie „nie ma prowadzonej księgowości komputerowej”.
Mimo tego, działacze mówili, że pieniądze muszą się znaleźć. Na sesje rady miasta przychodzili piłkarze, trenerzy oraz kibice. Pojawiały się nawet pomysły strajku pod ratuszem, które w konsekwencji jednak nie doszły do skutku. Podczas jednej z sesji prezydent przyznał (za zgodą rady) specjalną premię w wysokości 16 tysięcy złotych. Premia ta miala być wypłacona piłkarzom za to, że wywalczyli awans do drugiej ligi.
Trener kilka dni po zakończeniu sezonu mówił, że nie wyobraża sobie tego by jego drużyna nie wystartowała w rozgrywkach drugoligowych. Mówiąc o sukcesie piłkarzy mówił, że chciałby poprowadzić drużynę w kolejnym sezonie. To były nadzieje Engela. Jak się potem okazało, część z nich się spełniła. Jedno jest pewne, to nie było jednak spełnienie o którym mówił młody trener.
Co powie PZPN
Pod koniec czerwca pieniędzy nie było, był natomiast budżet drugiej ligi przygotowany przez Jerzego Engela. Przewidywał on, że drużyna potrzebuje jeden milion osiemset tysięcy złotych. Miał to być skromny budżet, który nie obejmował kosztów wyjazdów w rundzie jesiennej, bo te zadeklarował się pokryć prezydent z kasy miasta.
Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy łomżyńska drużyna dostanie licencję. Stadion nie spełniał warunków drugoligowych rozgrywek, nie wszyscy piłkarze mieli kontrakty, nie pokryte były zobowiązania klubu, a przede wszystkim nie było zabezpieczenia finansowego na kolejny sezon. Do tego wszystkiego doszedł wyjazd Engela z Łomży. Trener wyjechał po tym, jak zarząd nie podpisał z nim kolejnej umowy. Fora internetowe wrzały, kibice niezadowoleni z rozwoju sytuacji wszystkich obarczali winą.
To miał być koniec, ale sytuacja zmieniła się. Engel wrócił do Łomży i trenował piłkarzy pomimo tego, że nie miał podpisanego kontraktu. W ostatniej chwili podpisana została umowa, wypełnione zostały dokumenty i złożone podanie do PZPN. Ełkaesowi udało się zdobyć licencję. Zaraz po tym miał rozpocząć się remont stadionu w Łomży. Tak się nie stało, bo firma, która wystartowała w przetargu zaproponowała wyższą niż mógł zapłacić za remont – łomżyński ratusz.
Wielka gra
Po powrocie piłkarzy z Dębicy z obozu treningowego znowu rozczarowanie. Remont stadionu się nie zaczął, boisko treningowe wyglądało jak pastwisko, a w klubie nadal nie było jasnej sytuacji finansowej. Nowy zarząd nie umiał zagwarantować, że te pieniądze się znajdą. W tej sytuacji Engel zagroził, że odejdzie. Piłkarze natomiast zagrozili, że jeśli zarząd klubu przyjmie rezygnację trenera – to oni nie będą grać. I tak strajkiem miał się rozpocząć pierwszy występ ŁKS Browar Łomża w drugiej lidze.
Engel jr znowu wyjechał do Warszawy, ale tym razem, już dwa dni później w Łomży pojawił się nowy szkoleniowiec. Czesław Jakołcewicz, były piłkarz Lecha Poznań od pierwszych dni sierpnia rozpoczął przygotowania do pierwszego meczu.
Wcześniej odłożone na później dwa mecze z Polonią Bytom i Śląskiem Wrocław dały jeszcze trochę czasu na przygotowania.
Sezon 2006-2007 łomżyńska drużyna miała zainaugurować 12 sierpnia. Nie było pewne tylko to, gdzie odbędzie się mecz. Wszystko wskazywało na to, że mecz odbędzie się w Mławie. No ale pierwszy mecz na wyjeździe to niska frekwencja kibiców. Zarząd wraz z urzędnikami z miejskiego ratusza pojechali z petycją do PZPN, by ten zezwolił na warunkowe rozegranie dwóch meczy przed łomżyńską publicznością na stadionie przy ul. Zjazd. Tego dnia prawie wszyscy kibice szykowali się już na mecz. Nadziei dodawał prezes Stanisław Kaseja i inni działacze. Gazety pisały o tym, że ambitni z Łomży zagrają przed swoją publicznością – okazało się, że pisały za wcześnie. Czar prysł kolejnego dnia, gdy decyzję podjął PZPN. W Łomży mecz nie mógł się odbyć, więc trzeba było zorganizować go w Mławie.
Kto z kim gra
Tymczasem w Mławie 12 sierpnia policja nie chciała zgodzić się na zabezpieczenie meczu ŁKSu. Ponadto na godzinę 17 na stadionie zaplanowany był mecz innych drużyn, z czwartej ligi. Łomżyńscy działacze zaproponowali, by mecz odbył się w południe. Ale na to nie chcieli się zgodzić działacze Zagłębia. W tej sytuacji PZPN ogłosił walkower dla ŁKS, czyli przegrana 0:3. Motywował to tym, że drużyna z Łomży nie umiała zagwarantować odpowiedniego miejsca do rozegrania meczu.
Kilka godzin później obie drużyny otrzymały decyzję PZPN, która mówiła o tym, że mecz odbędzie się w samo południe w Mławie. Mecz obejrzeć mieli tylko działacze, media i obserwatorzy PZPN. I znowu nie wiadomo było, kto miał się bardziej cieszyć – kibice, czy piłkarze, którzy chcieli grać. Rywal ŁKSu poprosił PZPN poprosił PZPN o podanie podstawy prawnej podjętej decyzji.
Kilka godzin później, dzień przed meczem do klubów, które miały spotkać się w Mławie wpłynęło kolejne pismo ze Związku. Tym razem mecz 12 sierpnia został odwołany i przełożony na inny termin..
O co chodzi
Jak zwykle można zwalić na Polski Związek Piłki Nożnej, ale gdyby wcześniej łomżyniacy wymusili na władzach miasta remont stadionu, problemu z meczem na wyjeździe by nie było. Problem promowania miasta w Polsce też byłby pewnie inaczej rozwiązany. To nic, że radni i prezydent miasta nie widzieli możliwości promowania miasta przez działalność klubu i występy łomżyńskiej drużyny gdzieś na boiskach w całej Polsce. Może wówczas więcej osób wiedziałoby gdzie jest Łomża. Może zmieniłaby się opinia o Łomży, którą Polacy znają z tego, że to jedyne byłe miasto wojewódzkie do którego nie można dojechać koleją. Ale to przecież nic ważnego.
Samorządowa Kampania Wyborcza
O tym kto zawinił i jaka jest sytuacja w klubie mówić się będzie jeszcze przez jakiś czas. Żaru do ognia dodał prezes klubu Stanisław Kaseja, który poprosił prokuraturę o zbadanie działalności poprzedniego zarządu, tłumacząc że potrzebne jest opracowanie raportu otwarcia.
Jaki bilans zamknięcia przedstawili w kampanii wyborczej radni i prezydenci, którzy do tej pory zasiadali na Starym Rynku w Łomży. Po co wspierać sport, jak lepiej uprawiać politykę. W końcu Łomża nie potrzebuje już promocji, a miasto jest tak znane, że tylko usiąść i zbierać zyski. Czemu nie? Skoro nawet gazety prezentując klub ŁKS Łomża mylą się i zamieszczają logo ŁKS Łódź. Przecież to jasne że to o tą drużynę chodzi. O ŁKSie słyszeli już w Polsce i to dużo, tylko mało kto wie, że z nazwą ŁKS związane jest także nadnarwiańskie miasteczko w północno-wschodniej Polsce.
Dziś po kilku meczach wygranych przez piłkarzy Łomżyńskiego Klubu Sportowego nastroje są już nieco lepsze. I choć problemów jeszcze sporo, to przecież stadion - prawie skończony. A mógł być już przed rundą jesienną II ligi, tak by kibice mogli oglądać mecze w swoim mieście. Więcej, nawet politycy już nie mówią o tym - głośno - że ŁKS nie powinien grać w drugiej lidze. Prezydent Jerzy Brzeziński mówi, że On przecież wspierał klub. A ja tylko się zastanawiam, czy ktoś jeszcze pamięta jak Jerzy Engel był w Łomży, czy ktoś pamięta dlaczego z ówczesnym zarządem nie chciał spotykać się prezydent. Ja pamiętam, pamięta to też zapewne poprzedni zarząd, piłkarze i kibice. Kampania wyborcza się skończy, ludzie zdecydują kto ma być prezydentem, ale co będzie dalej? Co będzie z klubem?
Jacek Babiel