Prezydenturę miał w kieszeni
Czy zatrzymanie Jerzego Brzezińskiego i Marcina Sroczyńskiego na rok przed wyborami samorządowymi dyskwalifikuje ich w walce o wybór na urząd prezydenta miasta?
W zasadzie, do wtorku 3 listopada 2009r. Przyszła prezydentura Jerzego Brzezińskiego była niezagrożona. Na horyzoncie nie było kandydata, który realnie mógłby zagrozić Brzezińskiemu w przyszłorocznych wyborach samorządowych. Prezydent wcale nie musiał deklarować, że będzie ponownie ubiegał się o stanowisko w kolejnej czteroletniej kadencji, bo nie potrzebował takiej deklaracji. Mógł spokojnie „w zaciszu gabinetu” dalej pracować. I tak prawie wszyscy się tego spodziewali. A sam brak realnych kontrkandydatów (nie mówię o tych, którzy w poprzednich wyborach stanęli naprzeciw Brzezińskiego) był tylko dodatkowym bodźcem do spokojnego przygotowywania się do kolejnej kampanii wyborczej.
I choć dziś jeszcze nikt otwarcie nie mówi, pewnie niektórzy ostrzą już sobie zęby, by niebawem wypalić z grubej rury. Można będzie atakując Brzezińskiego pokazać się na polu polityki lokalnej i w ten sposób rozpychać się w drodze na łomżyńską agorę.
Po tym jak działacze łomżyńskiej PO (kiedyś Jerzy Brzeziński mocno sympatyzował z tymi strukturami) wezwali prezydenta do ustąpienia z urzędu, można spodziewać się dalszych kroków. Prezydent stwierdził, że dymisji nie będzie bo oznaczałoby to przyznanie się do winy. Czy PO rzeczywiście chciało odejścia Brzezińskiego, czy był to tylko zabieg z cyklu – zażądamy odejścia, więc nas pokażą w TV, a prasa napisze. A to, że Brzeziński nie odejdzie – to i tak wiadomo?
Jeśli nie była to tylko pozycyjna gra to radni odwołają się do wyborców, a PO pewnie będzie inicjatorem referendum. Jest jeszcze dużo czasu i istnieje możliwość odwołania prezydenta w referendum lokalnym. Prawo do zwołania takiego referendum mają nie tylko radni, ale także mieszkańcy (zgodnie z przepisami o referendum lokalnym). Nie przesądzam czy warto, bo może się okazać, że z tego referendum – gdyby nie został jakimś cudem odwołany – Brzeziński wyjdzie tylko wzmocniony.
Z drugiej strony dziś, dokładnie rok przed wyborami Jerzy Brzeziński nie ma takich szans w walce o prezydenturę, jak miał wówczas gdy naprzeciw niego występował poseł Lech Kołakowski. Czy ten drugi w związku z tym zdecyduje się na walkę, czy będzie mu się chciało, czy starczy mu sił i argumentów? Czas pokaże.
Jedno jest pewne, jeśli całość wydarzeń związanych z zatrzymaniem prezydenta Brzezińskiego i zastępcy Sroczyńskiego była w jakiś sposób motywowana politycznie – to na pewno się udało. Nieważne, czy panowie są winni, czy nie. Ważne, że ostatni rok rządzenia tej kadencji rozpoczęli z zasłoną dymną w postaci wrzawy medialnej i z zarzutami, które teraz będą musieli obalać. A więc oprócz otwierania basenów, rozdawania kwiatów i robienia podkładu pod kolejną kadencję będą musieli mocno pracować na rzecz oczyszczenia się.
Było blisko, prezydentura była praktycznie w kieszeni...
Jacek Babiel