Róbmy swoje, sięgajmy wyżej!
Indolencja działaczy społecznych jest tak samo groźna, jak indolencja władz. Więcej, może być nawet groźniejsza – bo bez kontroli rozprzestrzenia się jak choroba, a jej efekty dotknąć mogą nas wszystkich.
To oni w swoich świetlicach terapeutycznych, domach kultury, instytutach, stowarzyszeniach robią często czarną robotę za tych, którzy w ustawie mają zapisane to co oni właśnie robią. I wcale się nie złoszczę do końca że tak jest. Cieszyć się trzeba przecież, że jeśli nie władza, to jest ktoś jeszcze.
Ale co jest fajniejsze, co większe efekty przynosi, a co może straty?
Obiecanki
Pewnie jest tak, że każdy medal ma dwie strony – jak się nie odwrócisz, tak plecy z tyłu. Czasem NGO nic nie zdziała, a tylko zaszkodzi, a czasem wyręczy i zastąpi władzę. Zastanawam się jak podsumować to wszystko co się wokół nas dzieje, co nas denerwuje, motywuje i co zmusza do działania i co sprawia, że działania są jałowe, albo ich nie ma wcale. I teraz, na półmetku kadnecji sobie myślę, że fajnie jest być politykiem (albo chcieć nim zostać), bo przecież w takim stylu bycia jest zapewne pewien harmonogram działania. Muszę być lojalny – wyborcom, mieszkańcom, spełniać obietnice i być na wezwanie – dla nich. Czasem pod koniec kadencji, a czasem przez całą.
NGO'sy inaczej, mają taki przywilej, że nie działają w trybie czteroletnim. Nie związani z partią, interesem biznesu czy władzy robią wszystko dla innych i siebie. Nie dla wyniku i frekwencji. Słupki się liczą, owszem jak wszędzie, ale to efekt działań jest ważny przede wszystkim. Tylko szyrf czytania ich jest nieco inny. Frekwencja wyborcza? Cóż za bzdura, czasem jest tak, że jeden działacz więcej niż 23 radnych, piętnastu posłów i prezydentów więcej zdziała.
Wyliczanki
Wszyscy lubimy chyba statystyki. Ten tyle, tamten mniej, a ta prześciga ich wszystkich. I to sa wskazówki – robią bo muszą, bo o nich piszą czy mówią, albo nie plują tylko głaskają. Ogólnie jest cacy. Ale jak o szczegóły się zapytać, to buzia jak trąbka, albo serpentyna.
Ciekawe jest to, że tak naprawdę te wszystkie statystyki pokazują tylko tych „działaczy” polityków, pseudo, niezdarnych i mało zaradnych. A gdyby tak np. porównać ich z działaczami społecznymi, sektorem NGO. Przykładowo województwo podlaskie. Może okazałoby się, że ten trzeci sektor to w sumie robi pięć razy więcej, bez takiej wiedzy i fachowej porady, za dużo mniejsze pieniądze.
Dziś niestety nie wiadomo także ilu jest partaczy w trzecim sektorze (zarówno tym zorganizowanym, jak i w powijakach). Bo musimy mieć świadomość, że czasem ktoś występuje w naszym imieniu, bez naszej wiedzy i wyraźnego pozwolenia. Działając nieudacznie, nie tylko na swoją szkodę działa, ale także, a może przede wszystkim na naszą (urzędnik czy społecznik – nie ma różnicy). I gdyby tak przeanalizować ten sektor, tak jak analizuje się np. samorządowców – teraz na półmetku kadencji – to może coś by się zmieniło, oczywiście na lepsze.
I jeszcze jedno, robiąc swoje chciałbym zwrócić się do wszystkich, którzy nam kiedyś coś obiecali – nie róbcie niczego pod publikę, albo dlatego, że was tygodnik opisze. To, że wczoraj nie zostaliście radnymi, czy posłami wcale nie wymazało waszych obietnic. I to nieprawda, że robić coś mogą tylko radni, posłowie, wójtowie, czy prezydenci. Wy, tak samo jak my jesteście odpowiedzialni za swoje słowa, ale to niech czyny wasze argumentem będą, a nie wasze zaniechania.
Jacek Babiel