Prezydencki rok pierwszy, po raz drugi
Gdyby ktoś rok temu powiedział, że Jerzy Brzeziński znów wygra wybory prezydenckie w Łomży, to bym nie uwierzył. Kilka dni przed wyborami miał do Łomży przyjechać premier Kaczyński by poprzeć Lecha Kołakowskiego, tymczasem tragedia w Halembie spowodowała, że Kaczyński tu nie przyjechał, a wybory wygrał Brzeziński.
Kolejny etap prezydentury Jerzy Brzeziński zaczął nadzwyczaj dziwnie. Chyba to było jeszcze na fali kampanii wyborczej. Wywiady, otwartość i łatwość w kontaktach była czymś raczej niecodziennym po ostatnich czterech latach. Ja nawet wówczas się trochę dziwiłem temu, co mówili mi radni, że z prezydentem nie ma kontaktu, że trudno się z nim spotkać i o czymś porozmawiać. Na początku prezydentury – tej kolejnej – prezydent spotkał się z szefami łomżyńskich redakcji, wręczył im podziękowania za dotychczasową współpracę i życzył dobrej współpracy w przyszłości. Niektórych zatkało, to był inny człowiek. Ale to zdziwienie było niestety krótkotrwałe, bo już kilka miesięcy później ci, którzy wcześniej odbierali listy gratulacyjne z rąk Jerzego Brzezińskiego słyszeli, że prezydent nie chce współpracować z wybranymi mediami. A te listy, to pewnie była jakaś pomyłka...
Tak, więc wszystko wróciło do normy, niestety. Wówczas zacząłem się zastanawiać, czego ludzie oczekują od prezydenta swojego miasta. Ciekawe, co myślą, gdy na niego głosują? Czy głosowali tylko przeciw Głazowi, Zalewskiemu i Kołakowskiemu, czy zrobili to na przekór? Jeśli tak, to gratuluję. Nie wiem, co oni wtedy myśleli, ale wiem co ja bym chciał od człowieka, który jest także i moim reprezentantem. Chciałbym przede wszystkim być dumny i nie chciałbym mieć okazji by się wstydzić.
Marzy mi się, że mój prezydent nie boi się iść na spotkanie z biznesmenami, którzy chcą inwestować w moim mieście – przecież miasto jest otwarte i czeka na inwestorów. Marzy mi się, że spotkam prezydenta czasem na ulicy i będę mógł z nim normalnie porozmawiać, albo że spotkam go na meczu piłki nożnej na stadionie. Widziałem jak reagowali łomżyniacy, którzy widzieli Jerzego Brzezińskiego na meczu łomżyńskich siatkarek – mówili z dumą „jest nawet nasz prezydent!”. Albo to, że bulwary powstaną właśnie za sprawą działań prezydenta, czy też hipermarkety, albo galerie handlowe, tak żebym nie musiał jeździć na zakupy i do kina ponad sto kilometrów za Łomżę. Wreszcie mam nadzieję, że mój prezydent stanie się moim i moich bliskich – ambasadorem, a przede wszystkim reprezentantem tego miasta. Bo w sumie żadne przepisy tego nie nakazują, ale z racji funkcji mógłby stać się głównym lobbystą i działać aktywnie na rzecz obwodnicy miasta, czy trasy Via Baltica – razem z innymi. Takie tam małe marzenia. Czy tylko moje? Chyba nie.
Chciałbym na koniec z okazji rocznicy wyboru na drugą kadencję złożyć Panu, Panie prezydencie życzenia. Żeby te nadzieje oraz Pańskie obietnice wyborcze się zrealizowały, za Pańską przyczyną, tylko dla dobra łomżyniaków. A robię to tak oficjalnie, pisząc, bo nie chciał Pan się ze mną spotkać, tym razem. I wcale się nie dziwię, w końcu kampanii wyborczej już nie ma, więc z dziennikarzami spotykać się już też nie trzeba.
Jacek Babiel