W Łomży kolejek nie było
Najważniejsze po 1989 roku wybory – tak się o nich mówiło. Jakie były w Łomży? Niestety mizerne, bezbarwne i niekonkretne, jak większość kandydujących i starających się o mandat posła i senatora. Było tak przede wszystkim dlatego, że poprzedzająca te wybory kampania wyborcza w Łomży, to była tylko formalność.
Jak było
Maciej Głaz zachęcał wyborców by pokazali siłę Łomży. A ja powiem, nie pokazujmy czegoś, czego nie ma i nie było. Nie róbmy nic na siłę, nie starajmy się pokazywać czegoś, czego nie ma. I choć panu Głazowi chodziło o to by łomżyniacy głosowali tylko na łomżyniaków, po przeczytaniu ulotki i hasła na bilbordzie można było odnieść wrażenie, że chce on pokazania siły naszej – czyli Łomży i łomżyniaków. A takiej przecież nie ma. Widać to od dawna. Przykłady? Obwodnica Łomży, Via Baltica, gospodarka miasta i siła, albo raczej brak tutejszych niby liderów. Tak więc, nie pokazaliśmy i nie pokażemy siły, chyba, że za jakiś czas, jak ją znajdziemy.
Mieczysław Bagiński. Bo ja stąd i zawsze tu! No tak, pan stąd, a my to skąd? To, że pan stąd to wszystko co ma pan dla nas do zaoferowania? Jeśli tak to szkoda. Może jest tak, że pana delegacja w Sejmiku Województwa to zbyt mała pozycja, ale powiem szczerze – nie znam nikogo, kto by się nie ucieszył z tego, że wówczas, kilka miesięcy temu został pan wybrany na przewodniczącego Sejmiku. Łomżyniacy się cieszyli z tego, że tym razem udało się wprowadzić do Zarządu i władz wojewódzkich aż trzy osoby z Łomży.
Jan Jarota widoczny był zwłaszcza pod kościołem, albo kościołami. To tam można go było zobaczyć przed wyborami. Rodzina, szkoła i podatki to sztandarowe hasła LPR, tak więc bez większego trudu poseł, kandydat na posła przez całą kampanię powtarzał główne założenia partii jako swoje.
Jarosław Poteraj sam mówił o tym, że Ludzie UPR nie tworzą obietnic, nie tworzą nieistniejących wizji. Tak więc nie można było mówić w tym przypadku o jakichkolwiek obietnicach, bo ich raczej nie było. Jedynym argumentem w walce o fotel senatora było więc tylko pochodzenie z Łomży.
Alicja Agata Gołaszewska w czasie kampanii wyborczej widoczna była zwłaszcza w witrynach łomżyńskich sklepów. Ponadto można ją było zobaczyć podczas protestu pielęgniarek i położnych w łomżyńskim szpitalu. Były też inne okazje, by spotkać radną PO np. z okazji jubileuszu szkoły, czy przedszkola. Ale poza tym nie było nic, co miałoby spowodować zwrócenie uwagi wyborców.
Mieczysław Czerniawski, który wrócił do polityki po przerwie w czasie kampanii raczej przekonywał wyborców o tym, że jego dotychczasowe działania były skuteczne. Nie zwracał raczej uwagi na to co może i ma stać się w przyszłości. Działacz LiDu, o którym mówiło się w czasie kampanii wyborczej, że jest to jego „być, albo nie być” skupił się w swoim nawoływaniu do wyborców tylko na przeszłości.
Lech Antoni Kołakowski jak zwykle dostarczył nam „Gazetę poselską”, w której opisywał swoje dotychczasowe działania. Na bilbordach i plakatach wyborczych wyglądał jak inni. Nie można powiedzieć, że się czymś wyróżniał. Jedynym wyróżnikiem tego kandydata była nazwa partii i jego miejsce na liście. Myślę, że ci którzy oddali głos na Kołakowskiego zrobili to tylko z tego powodu.
Wynik
Wszyscy kandydaci zaskoczyli nas swoim brakiem przygotowania do kampanii wyborczej. Brak konkretów, szczegółów i brak ludzi, którzy ich popierali świadczy o tym, że często kandydowanie łomżyniaków, to tylko krótki i mało znaczący dla nich epizod w życiu. Tak jak w poprzednich wyborach łomżanie nie mieli okazji do tego by rozmawiać z kandydatami. Rolę przekonujących jak zwykle wzięły na siebie stacje radiowe, telewizje i gazety, no ale ten sposób komunikacji dawał możliwość tylko jednostronnego kontaktowania się z wyborcami. Takim jednostronnym komunikowaniem zajmował się poseł Kołakowski, który jeździł samochodem i sam woził swój bilbord na przyczepce. Pomysł dobry, ale powinien robić to ktoś ze sztabu wyborczego posła, a on sam w tym czasie powinien rozmawiać z ludźmi i ich przekonywać. To jednak było niemożliwe, bo sztabu nie było, co znów jest potwierdzeniem, że kandydaci pracują tylko dla siebie, a potem przez cztery lata w Sejmie reprezentują głównie samych siebie.
Poparcie dla kandydatów z Łomży i wynik wyborczy powinien paniom i panom uświadomić jedno – kilkaset złotych to za mało, by wygrać wybory. Twarde? A jednak byli tacy, którzy drukując ulotki za kilkaset złotych, tak chcieli wejść do Sejmu.
Wybory w Łomży to wielka loteria, kandydatów wielu a konkretów brak. Tak więc nie zachęcani szczególnie łomżyniacy nie musieli godzinami wystawać w kolejkach wyborczych by oddać głos. Od lat w Łomży panuje przekonanie, że tu nie ma liderów i tu nie ma na kogo głosować.
Dziś, kiedy znamy wyniki wyborów i już nie mamy na nie wpływu nie ważne jest to, kto został posłem czy senatorem. Dziś najważniejsze jest to, jacy oni będą i co zrobią.
Jacek Babiel