Przejdź do treści Przejdź do menu
niedziela, 22 grudnia 2024 napisz DONOS@

Atmosfera na peryferiach

Szpital jak Kościół, żywy organizm, instytucja, bez ludzi jest niczym więcej jak tylko budynkiem. Tworzą go ludzie i to właśnie oni są jego głównym motorem.


Kiedy w Łomży zaczynał się strajk lekarzy z niedowierzaniem słuchałem, gdy lekarze przedstawiali swoje żądania? Nie zdziwiło mnie to, że chcą więcej zarabiać, bo to jest konkretny argument. Dziwne wydawało mi się to, że ta akcja zorganizowana została w obronie interesów pacjentów i dla ich dobra.

Uzasadnienie było o tyle dziwne, że już na samym początku chyba nie było możliwości realizacji tego postulatu, choć z drugiej strony komitet strajkowy w Łomży wspierał akcję ogólnopolską i rzeczywiście wówczas był to głos środowiska. Trudno go było nie zauważyć, ale  politycy, rządzący przymknęli na to oczy. Może myśleli, że to blef, takie tam akcje protestacyjne. Ale nie. Kiedy lekarze złożyli wypowiedzenia z pracy zrobiło się ciepło. Protest nabrał tempa a lekarze wyraźniej zaczęli mówić o tym, że szpital jest źle zarządzany, że nie umieją się porozumieć z dyrektorem szpitala.

Już wtedy wszystko było jasne, zaczęła się gra o swoje, lekarzy o podwyżki, dyrektora o przetrwanie. W czasie gdy lekarze nie pracowali, gdy NFZ nie płacił bo nie miał za co, rosły zera na koncie. Zera na minusie. Jak wtedy mówił Marian Jaszewski, szpital przed strajkiem miał wypracowany zysk, ale przez protest zaczął liczyć straty. Normalne, ale takie było też to, że z pustego to i Salomon nie naleje i że na podwyżki dla lekarzy nie ma pieniędzy. A skoro tak, to od lipca do końca września sytuacja wcale się nie zmieniła. Ale jakoś 30 września można było podpisać porozumienie i zapobiec powiększaniu się długu szpitala, tak więc scenariuszy było kilka.

Można było nie zgadzać się na nic. Można było żądać odwołania dyrektora i rzeczywiście doprowadzić do jego odwołania tak, by dopiero z kolejnym negocjować możliwości podniesienia wynagrodzenia dla lekarzy. A dyrektor znając sytuację finansową szpitala już wtedy mógł podać się do dymisji by zapobiec zadłużaniu szpitala. Takie odejście oczywiście byłoby zasadne pod warunkiem, że lekarze przestaliby protestować, wróciliby do pracy a szpital by mógł otrzymywać pieniądze z NFZ. A było też i inne rozwiązanie, do którego mogli przyczynić się nasi wspaniali politycy, posłowie, radni, prezydenci i przedstawiciele województwa. Na samym początku trzeba było rozpocząć rozmowy, wielostronne z udziałem wszystkich stron i pracowników szpitala, których też dotykała akcja protestacyjna. Takich rozmów jednak nie było, bo liderów niestety nie mamy, a pojedynczy radni czy poseł nie mieli siły przebicia. Skutecznie mogłaby negocjować tylko grupa liderów, ale takiej grupy być niestety nie mogło, bo nikt nie chciał nadstawiać karku. Dopiero w ostatniej chwili, już w czasie kampanii wyborczej kilku radnych i poseł zaangażowali się by „walczyć” o istnienie szpitala. Przykre to jednak było, bo przyjeżdżający pod szpital witali się ze sobą słowami „konkurencja nie śpi”, podkreślając, że w miejscu zapalnym jest już inny kandydat. Tak, więc na pewno nie chodziło o tych ludzi, ani o lekarzy, ani o pracowników administracji szpitala, ani o pielęgniarki i przede wszystkim nie o szpital.

Pod presją kalendarza i biegnących wypowiedzeń lekarze zgodzili się na porozumienie zawieszające akcję protestacyjną. Czy wygrali to, co chcieli wygrać? Wątpliwe. Wicej, wcześniej, przez trzy dni usłyszeli hasła, które niestety nie były hymnem pochwalnym na cześć protestujących lekarzy. Niesione na transparentach przez pracowników administracyjnych, położne i pielęgniarki miały być głosem rozpaczy i sprzeciwu przeciw temu, co miało się stać 1 października. Tego dnia do pracy mogło nie przyjść ponad 50 procent lekarzy, a brak lekarzy na oddziałach to zagrożenie dla szpitala i zagrożenie zwolnień oraz degradacji szpitala. Czy mieli rację? Niestety tego dziś nie wiadomo. Bo 1 października lekarze, którzy podpisali tzw. „lojalki” z komitetem strajkowym mogli spokojnie przyjść do pracy, podpisać nowe umowy i pracować, nie przyczyniając się do degradacji szpitala.

W samym szpitalu też chyba zabrakło rozmów, między lekarzami, pielęgniarkami i innymi pracownikami szpitala. Dziś po wszystkim nie wiadomo, kto najwięcej stracił a kto najwięcej zyskał. Z pewnością dla pacjentów jest lepiej niż w Częstochowie, czy Mielcu. Szkoda tylko, że to wszystko tak  się stało, że środowisko szpitalne jest dziś skłócone. Czy atmosfera wśród nich jeszcze kiedyś się poprawi?

Jacek Babiel

cz, 04 października 2007 09:27
Data ostatniej edycji: cz, 04 października 2007 09:36:12

 
- -
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę