Gwarancje domniemane
I zaczęło się. Od teraz ma być podobno lepiej, normalniej, spokojniej i nam wszystkim – lepiej. Jak zwykle początek rządów nowej ekipy to zgrzyty, które nie omijają ani prawych ani obywatelskich ugrupowań.
Smaczne, bardziej smaczne, albo niesmaczne było przekazanie władzy. Pytanie po co zatrzymywać się nad drobiazgami? A można pokazać klasę jak się jestpremierem, albo ministrem, a już jak się nim przestaje być, to klasy pokazywać nie trzeba? Według takiego klucza chyba większość ministrów PiS opuszczało swoje ministerialne stanowiska. Na czele był premier Kaczyński, Jarosław, który niestety nie znalazł czasu by nowego premiera wprowadzić do gabinetu Prezesa Rady Ministrów. Cóż, pokazał jak wielkim człowiekiem jest...
Kilka dni później było uroczyste posiedzenie Sejmu i expose nowego premiera. Zaczęło się dośc enigmatycznie. Jakby za długi, prawie dwudziestominutowy. Potem powoli konkrety, to znaczy sterta konkretów, nadziei, zapewnień i ukłonów do różnych grup zawodowych. Po godzinie przemówienia można było poczuć lekkie znudzenie. Po drugiej, lekkie zaniepokojenie a po trzeciej lekki podziw z nutą zażenowania. Pan premier chciał chyba przeczołgać przed samym sobą cały Sejm, a zwłaszcza ziewających ostentacyjnie polityków opozycji. I chyba się udało to zamierzenie. Czy to miał być odwet za to co się działo w Polsce przez ostatnie dwa lata, od 2005 do 2007 roku, nie wiem. Wiem jedno, Donal Tusk naopowiadał tyle, mówił tak długo, że kilka dni po tym przemówieniu prawie nikt nie mógł powiedzieć o czym ono było. I może o to chodziło, żeby wszyscy szybko zapomnieli, a może nawet jeszcze w czasie tego przemówienia zapomnieli pod koniec o tym, co było na początku.
Omawianie treści wystąpienia premiera niestety nie ma sensu, już lepiej je sobie jeszcze raz przeczytać. A jeśli ktoś wierzy, że to wszystko o czym mówił Tusk w expose się uda, to się grubo myli. Owszem, mała część napewno. Ale na wszystko nie ma co liczyć. I nawet 44 razy wypowiadane słowo „zaufanie” się do tego nie przyczyni. Niemożliwe jest to wszystko, bo przez 185 minut przemówienia Tusk zarzucił nas tak wieloma sprawami, że rzeczywiście nasuwa się tu tylko jedno stwierdzenie, tylko cud mógłby sprawić, że to wszystko by się udało.